Faza grupowa TM za nami!

Faza grupowa TM za nami!

Znamy już pary ćwierćfinałowe Turnieju Mistrzów, czas więc na podsumowanie tego co działo się w grupach. A działo się sporo i nie brakowało niespodzianek.

Grupa A
Tutaj faworyt od początku był jeden - Copa Cabana. I nie zawiedli kończąc grupowe zmagania bez porażki. A ich dobra passa zaczęła się w pierwszej kolejce, gdzie pokonali Gientkie Opony 1:0. Później przychodziły kolejne zwycięstwa i nikt nawet nie zbliżył się do wicemistrza Hiszpanii.
Walka o awans z drugiego miejsca toczyła się między Mechaniczną Pomarańczą i Gientkimi Oponami. Mechaniczna zaczęła zmagania od zwycięstwa nad Elite Teamem. Jednak już w kolejnej kolejce stanęli do walki z CC i przy zwycięstwie Opon sytuacja była wyrównana. Na półmetku drugie miejsce okupowała drużyna z Włoch, która wygrała skromnie ze swoim bezpośrednim rywalem 1:0 i wydawało się, że po meczu z Elite zrobią olbrzymi krok w kierunku awansu. Stało się jednak inaczej, bo Elite Team mimo słabego startu nie zamierzał oddawać punktów za darmo i zaskoczył Pomarańczę wygrywając z nimi 2:0. Drużynie Homera trochę skomplikowało to sprawę łatwgo awansu, bo w kolejnej kolejce znów wysoko przegrali z Cabaną i przed ostatnim meczem mieliśmy dwie drużyny z taką samą ilością punktów na drugim miejscu. Zdecydowało więc ostatnie spotkanie, które za sprawą Homera i Daniello wygrała Pomarańcza i Opony zakończył rozgrywki na fazie grupowej.

Grupa B
Ciekawie wyglądało zestawienie grupy B, gdzie grały takie drużyny jak Boston Bruins, ŻK, KS TRZYNACHA oraz The Saints. Faworytem wydawał się Boston, a drugie miejsce szykowano raczej dla The Saints. Niespodzianką więc był początek zmagań, w którym TRZYNACHA pokonała mistrza Anglii 1:2 i zgłosiła swoje aspiracje do walki o awans. Jak się później okazało były to jedyne punkty zdobywcy pucharu Anglii. Nie bez szans było również ŻK, które na starcie przegrało z Bostonem, ale w kolejnym meczu pokonali KST, a przy porażce TS z Bruins sytuacja zaczynała być coraz ciekawsza. W meczu ŻK z drużyną Sir Cartera, który był istotny w kontekście walki o awans zarówno dla jednych jak i drugich, długo utrzymywał się remis. A stara piłkarska prawda mówi, że jeśli przez 80 minut remisujesz z The Saints, to po 80 minucie na pewno bramkę stracisz. Tak było i tym razem i przed rundą rewanżową trzy drużyny miały po 3 punkty. Tylko Boston pewnie pokonywał każdego kolejnego przeciwnika.
W czwartej kolejce Boston znów nie dał szans ŻK, a tym razem KST okazało się słabsze od The Saints. Później sytuacja się odwróciła i to ŻK pokonało KST, a TS poległo w starciu z Bostonem. Sytuacja prosta - Zwycięzca z ostatniego meczu między dwiema drużynami z sześcioma punktami na koncie - awansuje. No i trzeba się powtórzyć - 85 minut utrzymywał się wynik 1:1, a w końcówce bramkę na wagę awansu dał Sir Carter i to jego drużyna zagra w ćwierćfinale.

Grupa C
Bardzo ciekawa grupa z mocnymi zespołami. Faworytem tutaj bez wątpienia było Nankatsu, które ma na koncie wiele finałów i wiele zwycięstw w tych rozgrywkach. Walka o drugie miejsce miałą się więc odbyć między Boixosnois, Valiance Crew oraz Panthers. Już w pierwszej kolejce niespodziankę sprawili Panthers, którzy na wyjeździe byli w stanie zatrzymać Nankatsu i urwać im punkt remisując 1:1. Po drugiej stronie Boixosnois uległo Valiance Crew w bardzo wyrównanym meczu. Trochę jasności miała dać więc kolejka druga. Tam Nankatsu zmierzyło się z zespołem GreQuinho i nie zagrało nic. To był jeden z najgorszych meczów Nankatsu w historii. Zero strzałów, zaledwie trzy akcje, które skończyły się interwencjami obrońców VC. Sami zaś stracili dwie bramki, a to i tak dobry wynik patrząc na to, że siedmiokrotnie drużynę Matushevskyego ratowali obrońcy, a GreQuinho nie trafił z rzutu karnego. W kolejnym meczu Panthers potwierdziło swoją dobrą formę na wyjazdach urywając kolejny punkt silnej drużynie jaką jest Boixosnois i zameldowali się na drugim miejscu w tabeli grupy C. Dwa dni później jednak ulegli Crew, ale meczem dnia z pewnością był ten pomiędzy Nankatsu, a BXS. Mecz, który pokazał, że nawet z taką druzyną jak Nankatsu gra się do końca. 23 minuta, Terry Butcher podwyższa prowadzenie swojej drużyny na 2:0. Wszyscy kibice zgromadzeni na stadionie mistrza Polski w euforii. Szykował się przecież pogrom! Los chciał jednak inaczej i najpierw trafił Osisław, a później fatallek i te dwa ciosy sprawiły, że Nankatsu znów zaczęło grać słabo i bez pomysłu. Świetne 23 minuty, a później słaba reszta połówki. W drugiej części gry swoich okazji szukali i jedni i drudzy, ale to Boixy były konkretniejsze i najpierw Vieira wyprowadził swój zespół na prowadzenie w 84 minucie, a w doliczonym czasie gry podwyższył na 2:4. Do Nankatsu wróciły demony przeszłości, bo przecież w poprzedniej edycji prowadzili już z Radioactive 3:1, a ostatecznie polegli 3:4.
Runda rewanżowa zaczęła się od dobrego meczu w wykonaniu Nan. Bez problemu pokonali Panthers 3:0 i cały czas liczyli się w walce o awans. A przy remisowym wyniku w meczu BXS - Valiance Crew, zadanie to nie było nieosiągalne. Zdecydować miały dwie ostatnie kolejki. Najpierw mecz z liderem grupy, w którym padł wynik 2:2, a później mecz o awans z Boixosnois. Panthers na typ etapie w ogóle przestało się już liczyć w tej walce, bo przegrali zarówno z BXS jak i Nankatsu. Na pocieszenie ograli jeszcze pewne awansu Valiance Crew w meczu pełnym bramek (3:4).
Ale wróćmy do tego co istotne. Nankatsu musiało wygrać 3:0. 2:0 dałoby im taki sam bilans bramek jak ich bezpośredni rywal. 90 minut bicia głową w mur nie dało efektu i ta bramka w 91. minucie dała zwycięstwo, ale to było za mało do awansu i pierwszy raz w historii ich gra w Turnieju Mistrzów zatrzymała się na etapie fazy grupowej. Lepsze okazało się Boixosnois oraz Valiance Crew.

Grupa D
Znów grupa z jednym wyraźnym faworytem i dwoma ekipami, które walczyły o drugie miejsce. O grze Titans nie ma co mówić, przejechali się po grupie jak walec, a bilans bramek 23-3 tylko to potwierdza. Nie zawiedli i dali to czego oczekiwali fani - awans i miła dla oka gra. Dosyć niespodziewanie do ostatniej kolejki o awans walczyło River Plate. Zespół, który miał bardzo słaby początek sezonu dwukrotnie pokonał Brave Wolves oraz zremisował z Radioactive Squad. Zespół Sieji miał dokładnie taki sam bilans i ostatni mecz między tymi drużynami miał dać nam odpowiedź czy Radio drugi raz skończy rozgrywki TM na poziomie fazy grupowej. No i cóż.. To było to Radioactive, któremu kibicujemy. Pewne swego, skuteczne, nie dające szans swoim przeciwnikom. Pewne 4:1 i każdy kto wieszczył katastrofę mógł bić się w pierś. Jeśli mistrz Włoch będzie tak grał w każdym kolejnym meczu Turnieju Mistrzów to są w stanie jak kiedyś - pokonać każdego przeciwnika.

Autor: GreQuinho

Komentarze

Dodaj komentarz
do góry więcej wersja klasyczna
Wiadomości (utwórz nową)
Brak nieprzeczytanych wiadomości